prowadzi Wojciech Jóźwiak • od 2004
 

2024-04-29. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Blog poniedziałkowy

Astro-wpływ planet a fizyka | Czytaj w dziale Pracownia
☚ Urodzenie, planety i przyczynowość | Kosmogram i archetyp ☛

Astro-wpływ planet a fizyka

Astrologia a fizyka! Zanim zaczniemy szukać ich związków, przyjrzyjmy się, jak widzi świat jedna i druga.

W modelu Gauquelina (o którym pisałem w poprzednim odcinku) był co najmniej jeden słaby punkt. Jak mianowicie embrion miałby odbierać (percypować), która jest pora doby? Niezależnie czy tej zwykłej doby słonecznej, czy tych gauquelinowskich dób planetarnych? Po czym miałby – embrion – wiedzieć, że wschodzi np. Jowisz, lub raczej, że wzejdzie za kilka godzin, bo akcja porodowa zaczynana jest sporo przed urodzeniem? Czym miałby ten bodziec odbierać? Całym ciałem? Jakimś szczególnym zmysłem? Pośrednio przez ciało i system nerwowy, a może hormonalny, matki? A może odbiorcą sygnałów polegających na tym, że pewna planeta wchodzi w strefę aktywności (w pobliże ascendentu lub medium coeli) nie jest (cały) embrion, a tylko same te enzymy, które uwalniają hormon stymulujący poród? Oznaczałoby to, że pewne substancje chemiczne są wrażliwe na położenia planet na niebie, do tego stopnia, że mogą posłużyć za ich detektory, lub detektory faz ich pozornego krążenia na ziemskim niebie?

Drugie pytanie jest, jakim fizycznym kanałem miałby embrion, lub obecne w jego tkankach molekuły-detektory, dostawać informację o porze doby, powiedzmy, jowiszowej lub marsowej? Doba słoneczna ma przynajmniej wyraźny fizyczny wskaźnik, jest nim światło dnia; chociaż problematyczny jest przecież odbiór tego światła wewnątrz ciała matki. Dób planetarnych (doby Jowisza, Saturna...) po oświetleniu się nie pozna, bo jak?

Trzeba pogodzić się z tym, że „wpływ planet” nie może polegać na znanych i typowych fizycznych oddziaływaniach ani sygnałach. Bo ani światło, czy ogólniej promieniowanie elektromagnetyczne, ani pole grawitacyjne. Tego drugiego w ogóle nie poruszam, ponieważ znikomość sił grawitacji działających od planet była wielokrotnie wytaczana jako argument przeciwko astrologii: „silniej na noworodka działa grawitacyjnie pobliska szafa niż Mars”.

Jednak jeśli zjawiska astrologiczne – jak np. to, że pierwsze lądowanie na Księżycu miało miejsce podczas ścisłej koniunkcji Jowisza i Urana; lub to, że kolejne wydania imperium Rosji, najpierw to carskie pod Mikołajem II, a potem to komunistyczne pod Gorbaczowem, upadły podczas koniunkcji Saturna i Neptuna – mają pewien stopnień realności, to jakiś rodzaj fizyki musi w tym brać udział. Coś musi się odbywać pomiędzy pozycjami i cyklami planet, a ludźmi lub ich grupami na Ziemi, co sprawia, że ludzie dziwnym trafem synchronizują swoje rozkłady jazdy z konfiguracjami planet. Pozostają przy tym zwykle kompletnie tego nieświadomi, dosłownie „nie wiedząc, co czynią”.

W astrologii przeważnie sądzimy, że winien tu jest sam czas. Bo w myśleniu („myślunku”, jakby powiedział Jacek Dukaj) astrologów czas nie jest gołym wymiarem, jak w fizyce, ale ma swoje zróżnicowane jakości. Czas jest bardziej kolorowy – lub wielowymiarowy. Pewien rodzaj czasu sprzyja np. wynalazkom i dalekim śmiałym podróżom (taki byłby czas koniunkcji Jowisza, planety rozmachu, z Uranem planetą wynalazków), inny zaś rodzaj czasu sprzyja upadaniu tyranów (podczas koniunkcji Saturna od usztywnień i Neptuna od rozpuszczania – solve – sztywnych struktur). Ale czy myśląc tak, nie zastępujemy po prostu słowa „planety” słowem „czas”? Byłaby to wtedy tylko gra terminologii.

W dominującej na Zachodzie od czasu Galileusza i Kartezjusza ontologii naturalistycznej fizyka, nauka o przyrodzie, została oderwana od humanistycznych jakości. Dlatego łączenie ludzkich jakości – np. entuzjazmu do wynalazków lub woli obalenia tyranów – z fizyką, do której należą planety, brzmi obco i razi na gruncie tej ontologii. Bo jak każe wierzyć ontologiczny naturalizm, nasze qualia nie sięgają tak głęboko, na ten poziom uorganizowania świata, który bada i o którym orzeka fizyka. Nasze qualia są płytkie: to epifenomeny zaledwie. Na poziomie fizyki dzieją się rzeczy, których my nie chwytamy bezpośrednio, bo musimy mieć do nich teorię, matematykę, przyrządy i trening. Rzeczy, które bada fizyka, takie jak pola grawitacyjne i elektromagnetyczne, jak elektrony, protony i kwarki, molekuły i sieci krystaliczne – nie należą do naszego wewnętrznego świata. W naszym wewnętrznym świecie jest ciepło i chłód (a nie temperatura ani energia molekuł), są barwy (a nie fale EM lub fotony), są odczucia i uczucia, emocje, a także słowa i obrazy, i to, co z nich płynie. Wszystkie te qualia nie biorą udziału w fizyce, ta jest na zewnątrz, poza nimi.

Inaczej jest w ontologii, którą Philippe Descola nazwał analogistyczną. Tam nikogo nie dziwi (raczej: nie dziwiło), że Mars rządzi wojnami, władca powinien zasiadać twarzą na południe, a urodzony w niedzielę będzie próżnować. Astrologia jest analogistyczna. Należy do tamtej ontologii. Ale... czy na pewno? Czy jest skazana, jak wszystko, co analogistyczne, do powtarzania tradycji, z czym przecież zerwał już Kartezjusz?

Pytań jest więcej i pytania te w większości pozostają bez odpowiedzi. W dalszym ciągu będę przyglądać się tym pytaniom.

Wojciech Jóźwiak
2024-04-29

☚ Urodzenie, planety i przyczynowość | Kosmogram i archetyp ☛

Komentowanie wymaga zalogowania i/lub ważnego abonamentu.
Pisz komentarz  tytuł:
(-?-)
Twój adres email: Twój podpis:
Na podany adres przyślemy kod potwierdzający.
Czy chcesz dostawać powiadomienia o nowych odcinkach bloga poniedziałkowego?
Podaj swój adres email:
Na ten adres wyślemy potwierdzenie.